W zamierzeniu autorki z jej książkami miało być tak:

Ich pierwsze wydania miały być artystyczne i niskonakładowe, a dopiero drugie typowe. W ogóle nie planowała robienia e-książek. Zwłaszcza, że nie umie. Dla książki 1 i 2 starała się o tekst komentarza do jej treści, o który poprosiła listownie pewnego francuskiego zakonnika. Obie książki przetłumaczyła jej na j. francuski pewna znakomita romanistka. Wysłała więc tłumaczenia, prośbę i jeszcze trzy różańce, żeby upewnić o jej katolickiej wierze. Już bardzo dawno wysłała, kilka lat temu (7 lub 8 lat temu [dziś mamy rok Boży 2021]), ale jak dotąd nie otrzymała odpowiedzi i pewnie już nie otrzyma, gdyż... zmienił się jej adres zamieszkania.

Duchowe dobro:

dokument Jezus Chrystus dawcą wody żywej. Refleksja chrześcijańska na temat NEW AGE

Moje świadectwa (książka 1 i 3) są w pewnym sensie odpowiedzią na zachętę (żeby się na te tematy, o których mówią ich tytuły próbować wypowiadać), na którą trafiłam w dokumencie Jezus Chrystus dawcą wody żywej. Refleksja chrześcijańska na temat NEW AGE, Poznań 2003. Innymi słowy bez tego dokumentu Papieskiej Rady d/s Kultury i Papieskiej Rady d/s Dialogu Międzyreligijnego nie byłoby tych moich świadectw, w których dość istotne jest to, że byłam tego świadopoglądu ofiarą, czyli osobą poszkodowaną, nie zdającą sobie sprawy z niebezpieczeństw tego typu ruchów. Dlaczego w ogóle znalazłam się w przestrzeni oddziaływania tego typu ruchów? Dlatego, że urodziłam się za Żelazną Kurtyną, więc nie miałam skąd wziąć w 2-giej poł. lat 90-tych zeszłego wieku na ten temat żadnych wiarygodnych ostrzeżeń.

Ostrzeżenie przed jogą

12 kwietnia 2018 roku, na witrynie Radia Watykańskiego trafiłam na dziennikarską notatkę pt. Indyjscy biskupi: joga jest niezgodna z doktryną chrześcijańską. Może zacytuję fragment, gdyż ujmuje dobrze istotę problemu: Hinduscy biskupi podreślają, że pomimo iż praktyka ta wyrosła ze świeckich tradycji, rozprzestrzeniła się przez wpływ hinduizmu i bramińskiej dominacji. Istnieje niebezpieczeństwo, że gesty i ćwiczenia fizyczne mogą stać się bałwochwalcze same w sobie i zbyt łatwo można pomylić doświadczenia fizyczne płynące z jogi, z działaniem Ducha Świętego — ostrzegają hierarchowie. Rozeznałam to samo, ale dokładniej (przez to, że przez kilka lat ćwiczyłam [epizod w 1993, potem od sierpnia 1996 do listopada 2001, oraz od maja 2002 do 12-go lutego 2003]).

Dokładniej oznacza to następującą rzeczywistość: te gesty i ćwiczenia są bałwochwalcze niejako w ich „naturze”, ale niekoniecznie są osobistymi grzechami ćwiczących, gdyż nie każdy jest tego osobiście świadom. Ćwiczenia jednak mimo to sprawiają skutek duchowych zniewoleń (choć o różnej skali ciężkości), trudnych i bardzo trudnych do przezwyciężenia. Dodam, że skali tych zniewoleń nie da rozeznać, w czasie, gdy się ćwiczy. Potrzeba do tego kilku lub nawet kilkunastu lat od czasu pełnego nawrócenia (od całkowitego porzucenia tych praktyk ze względu na treść I-go przykazania Dekalogu, a następnie od spowiedzi z tego grzechu z osobistym przekonaniem i założeniem, że tak naprawdę nie ma możliwości, aby na 100% rozpoznać czy nie było zaangażowania własnej wolnej woli przy udziale świadomości co do ciężkości „materii” tego grzechu, jeśli się intensywnie ćwiczyło, co w większości przypadków czyni możliwą spowiedź z tego grzechu: z grzechu praktykowania hatha-jogi; właśnie ważna spowiedź otwiera duchową drogę do uwolnień) trwania w nawróceniu na ten temat, i to w duchowych ciemnościach(jeśli ktoś ćwiczył hatha-jogę, przez dłuższy czas ścierają się w jego umyśle dwa rodzaje argumentów, toczy się okrutna duchowa walka i to... [to może być szokujące] w zależności od ułożenia jego ciała soma [im bliżej pozycji porzuconych ćwiczeń, tym trudniej się przekonać do nawrócenia, gdyż tym silniej atakują argumenty przeciw nawróceniu]), żeby dojść do osobistej pewności, że to naprawdę jest niebezpieczne. Choć istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że teraz pójdzie szybciej:

Nawrócenie w ramach 1-szego przykazania Dekalogu

Formalnie nawrócenie dotyczy 1-szego przykazania Dekalogu, czyli najcięższej materii grzechu. Żeby to pojąć, trzeba zdać sobie sprawę, że niektórzy jogini, a zwłaszcza ci najbardziej zaawansowani, odmawiają hymn na cześć władcy małp. Dokładnie to wyklucza możliwość uczestnictwa katolików (i w ogóle chrześcijan) w tych praktykach (udało mi się to tak prosto sformułować 18-go września 2021 roku, w sobotę). Nie wolno tego praktykować, gdyż byłoby to bałwochwalczym kultem (na dodatek jeśli nie własnym, to cudzym, udziałem w cudzym bałwochwalczym kulcie). Nie ma w tym wypadkach wielkiego znaczenia to, że ktoś uważa te ćwiczenia tylko za gimnastykę, gdyż jest to system filozoficzno-religijny, w którym, czy człowiek chce czy nie, nawet czy wie o tym czy nie wie, ktoś inny (ten najbardziej zaawansowany, ten na górze systemu) odmawia ten hymn również za tych, którzy tego nie robią (udział tworzą właśnie te ćwiczenia i pozycje, więc nawet nie trzeba tego mówić), natomiast, że tak się dzieje, okazuje się właśnie dopiero po latach od całkowitej „abstynencji” od tych ćwiczeń.

W naszej zachodniej kulturze można to wyjaśnić zachorowaniem na schizofrenię na szczycie zaawansowania tych praktyk, dlatego w innych kulturach dobrą wolą i ascezą ludzie się tym sposobem doskonalą, ale nam naprawdę nie wolno (w kulturach hinduskich: prawdziwi jogini, czyli ludzie, którzy we własnym sumieniu wybierają drogę przezwyciężania zła w sposób, na jaki im pozwala ich tożsamość kulturowa dochodzą do szczytu ich doskonałości, ale dochodzą jedynie do patu; w ten sposób, że nie tracą integracji nawet odmawiając ten hymn [tu przegrywają, gdyż w tych okolicznościach patem się przegrywa, żeby w ogóle jeszcze mieć szansę na jakikolwiek ratunek {nie powinni się modlić do władcy małp; jednak żeby zrozumieć aż do osobistej pewności dlaczego nie powinni, trzeba pokonać inną trudność: trzeba poznać ćwiczenia duchowne św. Ignacego z Loyoli, gdyż to jest jedyna dostępna człowiekowi nauka duchowna, która pozwala to pojąć; wszyscy inni, czyli idący dalej samodzielnie, wcześniej czy później wylądują w przeświadczeniu, że jednak nie ma się czym przejmować, gdyż wiadomo, że złe duchy są posłuszne Panu Jezusowi}, ale ratuje ich interpretacja tego wydarzenia jako relacji schizofrenicznej {odwrotnej; to akurat jest dostępne w naszej kulturze zachodniej, w chrześcijańskiej kulturze zachodniej}, lub podjęciem praktyki odmawiania tego hymnu ją {tę upragnioną integrację; nam, katolikom, daje ją chrzest, potem jest tylko kwestia jej przyjęcia} pozyskują, więc nie ma możliwości, żeby ich zły duch rozdwoił, gdyż w furii, której nie może przejawić być może wrzuca w nich ten ostatni od siebie prezent, żeby ich nadąć wreszcie pychą i w ten sposób „pozyskać” {zniewolić}, ale za to tworzy im się w umyśle ta odwrotność wyznania czci]; wtedy właśnie uznanie tego w naszej kulturze zachodniej za reakcję schizofreniczną ratuje ich i pozwala na poszukiwanie dalszej drogi ratunku [w tym sensie potrzebują naszej pomocy, a pomocą jest prawdziwy egzorcyzm {nawet wytrwała modlitwa różańcowa, a także ważna spowiedź uszna, posługa prawdziwego księdza egzorcysty, czyli ,to czym dysponuje Kościół Katolicki}]).

Na to nie pomoże nasze zachodnie leczenie psychiatryczne (to skrót myślowy, który trzeba rozumieć tak: pomoże o tyle, o ile farmakologią psychiatryczną wydostanie człowieka z tych pozycji, ale jeśli leczony tego chce lub zgodzi się przyjąć taką pomoc [kto stał na głowie, potem jakiś czas leży i na pewno nie może ćwiczyć, gdyż po środkach psychotropowych ciało soma robi się z przeproszeniem sztywne {nawet jeśli chce, nie wejdzie w te pozycje}]), ale problem jest natury duchowej (bierze się z jakiegoś stopnia zaangażowania wolnej woli i rozumu ćwiczącego, choć może być trudno rozpoznać skalę tego zaangażowania), potrzeba więc do pełnego uwolnienia jakiejś formy egzorcyzmu (istnieje ryzyko i pozostaje to ryzyko też potem, jeśli braknie pełnego nawrócenia, czyli braknie ważnej spowiedzi z tego grzechu, a ktoś poprzestanie na samym porzuceniu ćwiczeń, że hymnu tego w zaawansowanych praktykach nie odmawia już człowiek, ale siły duchowe, które nim zawładnęły; w tym sensie każdy, również hindus, może być ofiarą [osobą poszkodowaną, której da się pomóc] co jeszcze wymaga rozeznawania i ogromu modlitwy różańcowej, osobistej i wstawienniczej). Do decyzji nawrócenia z bałwochwalczych praktyk jogi dochodzi się najpierw decyzją woli (mam teraz na myśli osoby ochrzczone), z zaufaniem komuś na ten temat, początkowo wbrew własnemu przekonaniu i w bezwarunkowym oddaniu siebie Duchowi Świętemu, a wychodzenie daje podobne doświadczenie jak zwycięstwo nad nałogiem alkoholowym („nie wolno wcale”).

Pozostaje temat ćwiczeń oddechowych. Jak sobie poradzić z tym obciążeniem? Tylko tak: oddaniem własnego oddechu Duchowi Świętemu, całkowitą rezygnacją z ćwiczeń oddechowych, rezygnacją z kontrolowania własnego oddechu, a następnie systematyczną, nawet codzienną, modlitwą różańcową. To może być nawet tylko 1 tajemnica dziennie; w Żywym Różańcu, albo w samotności. Pozostaje jeszcze kwestia jak pomóc odejść od tych praktyk niekatolikom, gdyby chcieli. Naprawdę nie wiem; dzielę się tu tylko własnym, dość traumatycznym doświadczeniem z wielu lat. Ale mogłabym dodać do tego takie spostrzeżenie: w gorszej sytuacji są ci, którzy ćwiczą i uczą, niż ci, którzy tylko ćwiczą, więc kto tylko ćwiczy, łatwiej zrezygnuje. Ponadto jak wiemy z nauczania św. Teresy od Jezusa, Doktora Kościoła, czasem wystarczą dobre intencje (ktoś naprawdę chciał jak najlepiej) i już człowiek nie zginie.

Jak mogą pomagać ludziom dobrej woli w chrześcijaństwie zachodnim nawróceni jogini?

W prosty sposób, np. przez mówienie innym, że tej a tej postawy ciała na pewno należy unikać, że jakieś ćwiczenie proponowane przez rehabilitanta nie jest zwykłym ćwiczeniem, ale praktyką inicjacyjną w ezoteryzm, więc jest na pewno bardzo niebezpieczne i z całą pewnością należy je odrzucić, zastąpić czymś innym. Dodam, że jeśli gdzieś napisałam, że jogini mogliby w czymś pomagać, to jest to oczywiście skrót myślowy, na takiej samej zasadzie, jak mówimy, że w rozumieniu choroby alkoholowej pomagają sami alkoholicy (chodzi więc zawsze w pierwszej sytuacji o osoby nawrócone, a w drugiej o osoby, które po rozpoznaniu choroby alkoholowej przestały pić).

Kto już jest na ten temat na drodze nawrócenia, może skorzystać z metody, którą znam od Ojców Karmelitów Bosych, a która polega na unikaniu bałwochwalstwa przez skupienie uwagi na tym co na pewno dobre, czyli przez zajmowanie się dobrem, a nie grzechem.

Okładka książki <cite>Zachowaj czujność. Świadectwo o moim wychodzeniu ze światopoglądu New Age</cite> - foto